wtorek, 31 grudnia 2013

Rozdział 11..........


Obudziłam sie w białej Sali. Były dwa okna, wielkie drzwi i pełno aparatur.... Aaa... na 100% czwórka.
Chciałam się podnieść, ale coś mi nie pozwalało.  Debile dali mi znieczulenie. I żeby było śmiesznie, nie mogę podnosić rąk.... No chyba ich coś boli. Jak nic. Przecież wiedzą, że takie coś mnie denerwuje... 
Ale ostatnio przecież... No i wszystko jasne.  Otóż moi drodzy państwo ostatnio, powyrywałam wszystkie wenflony, rurki itp.I normalnie sobie wyszłam.
Ta - dam oto ja :P

- Haaallooo wstaaałaam! - wydarłam się jak to miałam w zwyczaju, gdy byłam mała.
- O miło - do sali weszła Patty
- Będzie gadka? - spytałam
- Będzie. Oj będzie. Przecież miałaś odpoczywać, a nie prze kilkanaście godzin operować do cholery. MUSISZ ODPOCZYWAĆ! - krzyknęła - Wiesz, że masz anemię?
- Przecież to nic strasznego.
- Nic strasznego? No ja cię proszę! I mówi to lekarz? - Już miła od nowa zaczynać, gdy do sali wszedł Krzysio.
- Ooo... Widzę, że już nie muszę nic mówić. Masz zwolnienie na miesiąc z pracy. Nie możesz się przemęczać. Dodatkowo moja droga... Recepta na Ciebie czeka i zapisuj swoje spostrzeżenia w jakimś notatniku... wiesz jak się czujesz itp. 
- Tak, tak. Mogę już jechać do domu?
- Mhm... - popatrzył na mnie spod byka i podał wypis. Przebrałam się w podane przez kobietę ubrania, zabrałam Swojego pieska z recepcji i w ciszy poszłyśmy do apteki. W aptece, jak to w aptece było ludu, a ludu. Jeszcze tym bardziej... O w mordę! Nie mogę!
Wbiegłam na oddział, gdzie siedziała pani Basia. 
- Przepraszam pani Basiu. Już jestem. - Wbrew gadaniu Krzyśka  zbadałam ją, podałam leki i wtedy mogłyśmy z Patty dopiero wyjść.
Taksówka dowiozła Nas do mojego domu. Wpuściłam Biszkopta na podwórko, oraz zaprosiłam matkę Malika na kawę.
- Dlaczego to zrobiłaś? - spytała. Popatrzyłam się zdziwiona na nią, gdyż nie wiedziałam o co chodzi.
- Ale co? - wskazała głową na moje ręce. A no faktycznie. To jest ciekawa historia. Mówię wam. Ale uwierzcie, w chuj długa i nie chce się tego, nikomu słuchać.  - Długa historia. To było tak dawno - Że dwa tygodnie temu, to dwa tygodnie temu, ale ciii... - To już prawie nie prawda.
- Jak chcesz, ale pamiętaj, że jakby coś sie działo, to dzwoń. - Pomachałam jej i odjechała.
Mimo, że niedawno wstałam, musiałam już się położyć. Tak to jest gdy nafaszerują człowieka lekami...
<*SOB* - nie zwracajcie na takie coś uwagi, to moje notatki :)>
Obudziło mnie lizanie po caaałym ciele. Otworzyłam najpierw lewe oko, a później prawe.
Nade mną stał mój kochany braciszek, a w łapach miał moje małe stworzonko. Co za nie wychowane.. YGH....
- Co. Ty. Robisz. Z moim. Psem? - wycedziłam
- Ja? - spytał niewinnie - nic... Po prostu on chciał cię obudzić... - Wyszczerzył sie jak głupi, chociaż i tak wiedział ze się na to, nie nabiorę. 
- Oj braciszku, braciszku. Mam pytanie. Wiadomo co z rodzicami. - I ciekawe co dali mi za leki, że jestem bardzo, bardzo spokojna. 
- Najprawdopodobniej nie żyją... - no i właśnie. STOP KLATKA!
Dlatego mówiłam, że coś mi tu nie gra. On sobie najspokojniej w świecie mówi "nie żyją", podczas gdy ja z uśmiechem się w niego wpatruję jak psychopata. A jak się o wypadku dowiedziałam, to chodzić nie mogłam. Przecież to jest coś posrane. Nie uważacie? Może tylko ja tak wymyślam? Ech... chore to jest. 
- Dobra chodź, zrobię ci coś do żarcia. Zastanawia mnie, jak Doniya z Tobą przeżyje.
- Jakoś będzie musiała. A ty co będziesz robiła?
- Po tym jak mnie wylali na miesiąc z roboty? Przygotują pogrzeb rodzicom. Zaproszę rodzinę i ich znajomych. No i odstawię leki. Bo coś się niedobrego dzieje.
- Też to zauważyłaś? - Pokiwałam lekko głową. Wzięłam w rękę pudełko po antydepresantach, a tam napisane było "lek  doświadczalny. Nie stosować na ludziach" Ja cie pierniczę. Pokazałam to Pawłowi. Doszliśmy do wniosku, że trzeba iść na policję....

--------------------------------------------------------------------------
Słlaaaabe :( Przepraszam :((
A i przepraszam, wiem że miało być w tamtym tygodniu, ale jakoś tydzień się skurczył o.O  Nie miałam na nic dziwnie czasu.... :/

No i DZIĘKUJĘ!!!
Wiecie jaką mi radość sprawiło to 11 komentarzy pod rozdziałem 10?
Aż mi łzy się w oczętach pokazały...

SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU :**

http://list-a-w-liscie-prosba.blogspot.com/ - mój nowy blog :) Zapraszam :D


Pozdrawiam
Marzena :*/ Pierniczek :*

wtorek, 24 grudnia 2013

Wesołych!

Rozdział obiecuję będie już w tym tygodniu, ale wcześniej :

Życzę Wam, a byście mogły/mogli
hyhyhyhyhyyhyhy.png

No i ogólnie wszystkiego Naj, najlepszego moje miśki!! ;*

A na sylwka kochanego 2 butelki czegoś mocnego :D






niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział 10..........

O kurdelebele.... Jestem w szoku! Wiecie jakie to miłe uczucie, jak koś komentuje?!
Pod 9 rozdziałem jest 6 komentarzy!! Nie, normalnie nie wierzę!!
Jesteście wielcy!!!!
A teraz zapraszam na rozdzialik number 10!!!

-------------------------------------------------------------------------------
Wleciałam na hol jak perszing. Od razu pokierowano mnie na salę, gdzie leżeli moi rodzice.
Lecz, niestety. Wchodząc na nią przeżyłam szok. To nie byli moi rodzice. Tylko jacyś obcy ludzie. Podeszłam ze łzami w oczach do pielęgniarki i powiedziałam o ich pomyłce. Przerażona kobieta zawołała lekarza, a ten patrzył się na mnie jak na idiotkę. Kurczę... a ciekawe jak Paweł sobie z tym poradzi. Przecież, on był z nimi tak zżyty...
- Jak to? - spytał po raz enty lekarz.
- T-o nie- nie oni!! - wykrzyczałam już z braku siły.W tej chwili do pomieszczenia wpadł Zayn z moim bratem i Doniyą.
- Gdzie, oni są? - zapytała dziewczyna.
- Nie-nie wiem. T-to ktoś inny... - wychlipałam oraz ukryłam twarz w dłoniach. Poczułam, jak ktoś mnie przytula. Od razu poznałam te perfumy. Jebaniutki nie zmienił ich... Jak to w ogóle możliwe?  
- Panie doktorze... Czy mogę zobaczyć dokumenty? - zapytał Paweł
- Proszę za mną.  - Oni wyszli, a ja oderwałam się od Zayn'a. Podziękowałam mu i wyszłam. Za drzwiami spotkałam resztę towarzystwa, ale nie zatrzymałam się. W tym samym czasie dostałam wiadomość od Pauline. Że trzeba porobić kilka zdjęć do gazety. Oraz jeszcze jeden ze szpitala, że potrzebna jestem do operacji. Zadzwoniłam do Vicki gdzie ma się stawić(wraz z zespołem), a do Alicji że będę za godzinę max. dwie.
Przy drzwiach złapała mnie Patty.
- Gdzie idziesz? - pytała wciąż roztrzęsiona. 
- Uporządkować kilka spraw - skłamałam, ale nie pozwoliłaby na nic!! Kazałaby mi odpoczywać. 
- No dobrze. Uważaj na Siebie. - pokiwałam głową i poszłam na postój taksówek, która zawiozła mnie do odnowionego magazynu na obrzeżach Londynu
- Rose! Tu jesteś! - Krzyknęła jedna z moich BFF. - Martwiłam się. To co? Zaczynamy?
- Tak, tak.  Kto dziś?
- The Wanted. Zdjęcia do She walks like Rihanna. 
- Miło będzie. - Zabrałyśmy się do roboty, a po niecałej godzinie miałam piękny materiał. Umówiłam się z ich menadżerem, zebrałam sprzęt.
- Podwieźć Cię gdzieś? - John jak zwykle spada mi z nieba.
- Z łaski do szpitala. Do centrum.
- Sie robi szefowo. 
Tym razem nie patrzyłam na recepcję i ruszyłam prosto do lekarzy.
- Witajcie po wielkiej przerwie! - uśmiech wyrósł na mojej twarzy. - Dawajcie papiery. Zabieramy się do roboty.  
- Tego właśnie nam tu brakowało. Takiego wigoru! - Zaśmiał się Krzyś 
- Oj ciii... - I takim sposobem zostałam wrobiona w operację dwóch bliźniaków. Jeden był chory na serce, a drugi tak go kochał, że wyskoczył z balkonu, zmarł na miejscu. A ich rodzice znaleźli kartkę, żeby przeszczepili jego serce bratu. Prawie się poryczałam. To był piękny gest. Zrezygnował z własnego życia dla części... siebie. 
Po nie wiem ilu godzinach, ale skończyłam. Była pierwsza w nocy. Nagle usłyszałam szczekanie, dochodzące z mojej torby podróżnej.  Otworzyłam ją ostrożnie. Okazało się, że zabrałam niechcący moją małą psinkę. 
- Chodź maluszku. - poklepałam na miejsce, na kocu. Od razu skorzystał z zaroszenia. Biszkopcik próbował się w to zagrzebać. Ale coś nie wychodziło. Przykryłam go i sama usnęłam. 

Obudziło mnie lekkie szturchanie. Otworzyłam najpierw jedno oko, ale szybko je zamknęłam, bo za dużo światła. 
- Rose. Wstawaj. - usłyszałam nad sobą głos jednej z lekarek, a mianowicie Beaty, która miała pieska na rękach. 
- Co się dzieje? - podniosłam się, jeszcze nie do końca kontaktując. 
- Masz pacjentów za godzinę. 
- Dziękuję. Mam u Ciebie dług. 
- Kicia, spoko. Pójdziemy na kawę i wystarczy. A tymczasem wyprowadzę psinkę. 
- Biszkopta.
- No właśnie - zaśmiała się perliście. Po chwili zostałam sama. Za radą swojego mózgu, który  podpowiadał o porannej toalecie, poszłam do łazienki. 
Przebrałam się, umyłam oraz NAWET zdążyłam zjeść śniadanie i wypić kawę. 
Dosłownie usiadłam w gabinecie, a już zaczęli pukać do drzwi.
Najpierw była pani Kazia, która zaczęła nadawać jak to się ona cieszy, że wróciłam.
Później pan Tadeusz, że też się cieszy, a jego żona przez ten czas nie była u lekarza, bo mnie nie było, więc zapisałam ją na wolny termin. 
Aż w końcu, prawie na koniec dnia, do mojego gabinetu zapukał nie kto inny,  jak Malik
- Rose?! - Ależ się zdziwił - nie powinnaś odpoczywać?
- Może... W każdym razie, nie masz nic do tego. A teraz łaskawie połóż się na klozetce, bo muszę posprawdzać czy nic sie nie dzieje. - Oczywiście on, nie byłby sobą, gdyby nie pokłócił się chwilę. - skończyłeś? - zapytałam nie podnosząc głowy ponad papiery. Poprosiłam, zeby zdjął bluzkę i wykonywał moje polecenia. USG, osłuchanie płuc itp. przebiegło dosyć szybko. No prawie... 
Ale to nie ważne.... Wyszedł z Gabinetu, a ja znów pobiegłam na salę operacyjną. 
Tym razem wyrostek się kłania. Po wszystkim spotkała mnie nie lada, niespodzianka
- Pani doktor! - zawołała mama Chrisa i Harrego
- Słucham?
-  Chris się obudził i pyta o Harrego.
- Nie możliwe. To nierealne, że już się wybudził.... - Poszłam do sali... ale co dalej... to nie pamiętam...

poniedziałek, 30 września 2013

Rozdział 9 .........

- Rose! Rose! Co sie stało?! - słyszałam krzyk Cichego, ale nie mogłam się ruszyć łzy płynęły mi po policzkach. Proszę! Niech się okaże to tylko głupim snem! Niech się obudzę, rodzice wejdą do pokoju i mnie pocałują w czoło.
- O-Oni nie żyją. - wyszeptałam. Chłopaki przytulili mnie mocno i odprowadzili do Malików. W salonie siedział płaczący Paul. Nie patrząc na nikogo natychmiast go przytuliłam. - Braciszku... będzie dobrze. Zobaczysz! - chłopak jeszcze bardziej się we mnie wtulił. Płakał. Po raz drugi w życiu widzę, żeby płakał. - Chodź. Umyjemy twarz, bo założę się, że wyglądam jak panda. Prawda chłopcy? - popatrzyłam na całą siódemkę.
- Nie skądże. W cale - zarzekali się, na co popatrzyłam na nich, z pod podniesionych brwi. - No tak. Strasznie. -z Uśmiechem zaprowadziłam Pawła do łazienki. Wytarłam ciepłą wodą i ręcznikiem jego buzię, a swoją zajęłam się w między czasie. Zeszliśmy na dół, a tam był przygotowany obiad. W ciszy usiedliśmy i jedliśmy.
- Właśnie odnaleziono kolejne żywe osoby! - krzyknęła reporterka w telewizji. - według dokumentów w marynarce mężczyzny i w marynarce kobiety są to Adam i Eva Green z Londynu. Według pogotowia ich stan jest stabilny. - zakryłam usta. Wspaniale. Mówiłam, że wszystko się ułoży!! - Prosimy ich rodzinę, żeby zadzwonili pod xxx-xxx-xxx. - Nie wiele się zastanawiając Doniya już rozmawiała z policją.
-Dziękuję panu. Do widzenia. - rozłączyła- Jedziemy do szpitala Św. Jana. 
- Okej. Zayn, Rose, Ja, Liam i Louis pojedziemy jednym samochodem, a reszta (czyt. Paweł, Doniya, Harry, Niall i Cichy) drugim - zarządziła Patty. Każdy się ruszył, a ja patrzyłam po raz kolejny, jak moich rodziców wyławiają z wody. - Rosie. Chodź. - Nie docierały do mnie żadne słowa. - Zayn! - zawołała Swojego syna, coś mu powiedziała, a ten wziął mnie na ręce i zaniósł do samochodu. Żeby było śmieszniej posadził mnie sobie na kolanach i cały czas uspokajał, bo łzy leciały mi jak głupiej. Nie wiem czemu. I to do tej pory. Czy to ze szczęścia, czy z ulgi? A może to, to samo? Jak lekarz uznałabym to za chorobę psychiczną, a jako człowiek za rzecz całkiem normalną. W końcu każdy może pogubić się w zeznaniach.
I nie wiem w końcu, czy to mi się przyśniło, czy nie, ale mulat nucił mi coś do ucha. Jakąś melodię. Kojarzyłam ją, ale nie miałam bladego pojęcia skąd.  Jak to mówią... dzwoni coś, ale nie wiem w którym kościele. No nie ważne. W każdym razie... pomogło. 
Przez całą drogę (minus epizod piosenki) myślałam jak się czują rodzice i jak znosi to Paul. 
- Rose, kochana. jesteśmy na miejscu. - usłyszałam szept Malik'a. Kurde! Co mu sie stało, że jest taki miły?! Muszę to naprawić, gdy tylko stanę na nogi.  Wolę jak mi pyszczy, smarkacz jeden! 
- Mhm... - usiadłam(patrz wyżej - byłam na jego kolanach), poprawiłam włosy, bo troszeczkę były rozwalone. 
- No dobra Kicia, pięknie już wyglądasz, a teraz idziemy! - na twarz chłopaka wkradł się "jego uśmiech".  Jak ja to kocham! Zaraz! Nie! Stop! Wróć~! Ugh...
Pomyślę o tym później. Teraz mam jeden cel - zobaczyć rodziców.

-----------------------------------------------------------------------------
Krótki, ale jest. Nie mam pomysłów. Muszą mi one wrócić :*

poniedziałek, 9 września 2013

Wiem, wiem wiem.
Jesteście wkurzeni bo nie ma następnego rozdziału.

Spróbuję się poprawić.
A tym czasem macie tutaj bloga - mojego prywatnego. http://kiedy-znikniemy.blogspot.com/ 
Na nim znajdziecie wszystko co się mnie tyczy.
-Mój opis, dane, problemy, a także sprawy ważne dla WAS. Takie jak: Co dalej z blogami, lista blogów.

Serdecznie zapraszam <3 :*

KIEDY ZNIKNIEMY STĄD, TY NIE PYTAJ O SENS

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział 8........

Wracam, po dłuuuuuuuuuuuugiej nieobecności. Tak to jest jak głupio się kończy :P
-----------------------------------------------------------------------------------
Obudziłam się koło szóstej rano.  Spałam tylko trzy godziny, bo nie mogłam usnąć. Ciągle myślałam o pocałunku. Podczas tych kilkudziesięciu sekund czułam się jak we śnie. Za bardzo nie wiedziałam co mam zrobić ze sobą. Postanowiłam wyjąć swój pamiętnik.

18.04.2013, środa
Drogi pamiętniczku!
Wiem, że dawno mnie tu nie było, ale nie miałam czasu. Mówiłam ci, że On znów mi się śnił. I Wiesz co? Ten sam sen powtarzał się jeszcze przez tydzień. Nie ważne kiedy i gdzie się położyłam. Zawsze to samo. 
W poniedziałek wróciłam z Paryża. Od razu pojechałam z moim braciszkiem i moim pieskiem (Paul z rodzicami kupili mi  Biszkpocika) do Bradford, bo to moje starsze coś zaręczyło się z Doniyą! Jestem bardzo z tego zadowolona...
Ale? No właśnie. Zawsze jest jakieś "ale". Doni jest siostrą Zayn'a. Nie jestem zadowolona, on także nie jest.  
Dziwne jest również to, że dzisiejszej nocy, kiedy zegar wybił północ, ktoś mnie pocałował. A skończył równo z zakończeniem bicia. 
Ten "ktoś" całował bosko. 
Hm... Tylko kto to jest?

Twoja R.A.G.

Gdy tylko skończyłam, usłyszałam skomlenie mojej psinki. Uśmiechnęłam się pod nosem.Wykonałam poranną toaletę, przebrałam się w TO i założyłam Biszkoptowi smycz. W takim "uzbrojeniu" poszłam pobiegać. 
Biegłam przez park, koło jeziora, a następnie znów przez park. 
Mimo, że nie było mnie tu kilka ładnych lat z łatwością dotarłam do mojego starego domu. Nie sprzedaliśmy go. Rodzice przyjeżdżali tu co miesiąc, sprzątali, prali itp.  A następnie zostawali tu na jakiś tydzień. 
Wyjęłam klucze ze spodni i ostrożnie otworzyłam drzwi.  Wszystko było na swoim miejscu. Wszystko jak zapamiętałam. Wszystko jak wyjeżdżałam. Kilka wspomnień rzuciło się na taśmę, ale skutecznie powstrzymałam ich dostanie się do mózgu.
Kiedy obeszłam wszystkie zakamarki, postanowiłam wracać. Zamknęłam wejście i udałam się w stronę domu Malików.  Akurat słuchałam Christina Aguilera "Beautiful", gdy na wpadłam na jakiegoś chłopaka. 
- Przepraszam. Nic panu nie jest? - spytałam grzecznie
- Nie. Nic mi nie jest. Jestem Logan. 
- Rose.
- Nie mogę! Moja Rose?! Rose Green?!
- Emm... Tak? A skąd mnie znasz? I dlaczego mówisz "moja Rose"?
- Nie pamiętasz mnie Ziuta?
- O nie! Cichy!
- We własnej, skromnej osobie! - wyszczerzył się niemiłosiernie, po czym mocno mnie przytulił.
- Muszę ci jedno powiedzieć. Przystojniak się z Ciebie zrobił. - Jakby nie patrzył musiałam to powiedzieć. No proszę Was! Jest ode mnie wyższy o głowę, klatę ma wyrzeźbioną jak w filmie jakimś, a do tego czarne jeansy i szarą, przyległą koszulkę z krótkim rękawem. I te włoooski. Taki artystyczny nieład.
- Oh, bo się zarumienię. Co powiesz na kawę? Taka mała rekompensata, że mnie staranowałaś.
- Z miłą chęcią. - Naturalnie poszliśmy do kawiarenki babci Tom'a. Owy chłopak był na miejscu i z nami usiadł. Czułam się jak za dawnych lat. To dziwne, ale jakby ktoś na Nas popatrzył, to wyglądaliśmy jakbyśmy nigdy nie utracili kontaktu.
- Rosie... wczoraj się widzieliśmy, ale zapomniałem spytać. Co ty tak właściwie tu robisz?? - zaczęłam się z niego śmiać, ale opowiedziałam wszystko. Ta niereformowana dwójka spojrzała na siebie, na mnie i jeszcze raz na siebie. A później głupio uśmiechnęli. 
- Powie mi ktoś o co chodzi?- Ci pokręcili głowami, że "nie". Trudno się mówi. Nagle zadzwonił mój telefon. Na ekranie widniał napis "Paul inka". Czyli, że niedobrze się dzieje. On nigdy do mnie nie dzwoni z tego numeru. 
 - Tak braciszku?
-  Wracaj do Malików.  - usłyszałam szloch. Najwyraźniej nie mógł dokończyć, bo telefon przejęła jego narzeczona. - Rosie... Samolot z Waszymi rodzicami... rozbił się na Oceanie. Tak mi przykro. - Więcej nie usłyszałam, bo upuściłam aparat na ziemię. 
------------------------------------------------------------------------------------------
Uh... jak ja kocham dramaty :D

Pozdrawiam
Marzena :*

wtorek, 16 lipca 2013

Rozdział 7

Rozdział dla DiG, Misi i Dominiki Krzynówek :*
----------------------------------------------------------------
Zawołałam chłopców na kanapki. Oczywiście najpierw kazali jedną mi zjeść. Jak dobrze, że o tym pomyślałam i zrobiłam na wszelki wypadek dodatkową z samymi warzywami i wędliną.
- Jemy! - krzyknął Horan. Kiedy juz wszystko zjedli, popili herbatą i usiedli na kanapie zaczęłam się niepokoić. Przecież powinno... A nie wszystko dobrze. 
Pierwszy wstał Nialler. Poszedł do kuchni i od razy wypił półtora litra wody
Drugi był Louis. Ten to pił prosto z kranu. 
Trzeci Liam. Najmądrzejszy wypił do końca mleko. 
Czwarty Harry. też poszedł do swoich kolegów i wypił duuuużo płynów wszelkiego rodzaju.
Piąty mój brat. Łzy pojawiły mu się w oczach. A właściwie to leciały jak grochy. Poszedł do łazienki i najprawdopodobniej schował głowę w wiadro. 
No i szósty... Zayn... Cholerstwo nawet go nie ruszyło. Minęło pięć minut, dziesięć i wreszcie patrzę. Leci łza. 
- Malik coś ty baba? - spytałam pokazując na łzę
- Nie. Po prostu coś mnie w przełyku paaallii... TY! - powiedział ciutek głośniej
- Co ja?
- Twoje popisowe kanapki? Prawda?
- Miło, że pamiętasz. Takie małe odwdzięczenie się za poranną kąpiel.
- Powiem szczerze. Były one dobre.
- Dzięki, ale co mam zrobić z Tą informacją? Pójść do gazet i powiedzieć, że Zayn Malik, debil nad debilami, narcyz nad narcyzami powiedział, że moje kanapki były dobre?
- Może być.
-Śmieszny jesteś kolego.
- Zabawny?
- Nie. Śmieszny. Taki hahahaxD. 
Akurat w tym momencie do pokoju weszła drużyna pierścienia. 
- Coś ty dodała do tych kanapek? - spytał Tomlinson
- Nic specjalnego. 
- Rose to... - nie dokończył braciszek bo pokiwałam głową. Zawinął się i poszedł po mleko mówiąc. Zaraz zacznie się druga tura. Lepiej być przygotowanym.
Powlokłam się na górę zmieniłam ubranie na TO , wzięłam Biszkopcika na smycz i wyszłam.
Poszłam do mojej ulubionej knajpki w tym mieście
- Dzień dobry! - przywitałam się ze starszą panią
- Witam! O matulko! To nasza Rosalie!! Tom! Zobacz kto przyszedł - Pani Miranda przytuliła mnie mocno. 
- Babciu? - z zaplecza wyszedł Tom. Kiedyś wyglądał jak nooooooooo przepięknie, a teraz... fiu, fiu, fiu... wyprzystojniał.
- Witaj Tom.
- Rose! O rany! - przeskoczył przez bar i mną okręcił.
- Odstaw mnie wariacie! - zaśmiałam się
- Czego się napijesz?? Kawy? Herbaty? Ja stawiam!
Uśmiechnęłam sie  poprosiłam kawę. Rozmawialiśmy chyba ze cztery godziny. 
Do Malików wróciłam w tym samym momencie co Patty z pracy.
- Hej Patricio!
- O! Rose! Co tu robisz?
- Dowiedziałam się, ze mój brat oświadczył się Twojej córce. I mnie przywiózł tu. 
- Super. A i masz ekstra głos! - uśmiechnęła się wchodząc do domu
- Dzięki. - Kiedy weszłyśmy do salonu mało nie padłyśmy! Każdy z "mężczyzn" leżał w innej pozycji na fotelach, sofie i podłodze.  - A im co?
- Twoje kanapki. - zauważyła Doniya
- I życie staje się jaśniejsze...
- Prawda??
Rozmawiałyśmy w kuchni dosyć długo. Przed północą poszłam się umyć. Kiedy wychodziłam było za jeden północ.  Gdy weszłam do pokoju zegar zaczął bić - północ. Zostałam przyciśnięta do ściany, a na utach poczułam pocałunek. Nie wiem czyj. Ale chciałabym być całowana w ten sposób codziennie. 
Razem z końcem dźwięków z zegara, pocałunek się skończył. Chłopak wyszedł z pokoju, a ja jeszcze długo nie mogłam wyrównać oddechu.
------------------------------------------------------
Tak wiem.  Nudny jak flaki z olejem :(

Liczę na komentarze :**

Przepraszam
Marzena :*

wtorek, 9 lipca 2013

Rozdział 6......

Czasu w ogóle nie miałam więc nie dodałam... I jeszcze kłopoty z dziadkiem :/
 Rozdział dedykowany DiGi (następny też będzie, bo ten jest krótki). Która jako jedyna skomentowała ostatni rozdział :D
 -------------------------------------------------------------------------------
- I widzisz kotek... ty będziesz spał u mnie. A ja z Rose w gościnnym, bo musimy pogadać... - ups... jak ona mówi, że musimy pogadać, to wyczuwam kłopoty...
- Nie. nie trzeba. A jak coś to mogę mówi przy nim.- wskazałam na tego "ludzia"
- Wiesz. Ale muszę ci coś powiedzieć, bez niego. - na każde moje słowo miała odpowiedź.
- No. Wy musicie obgadać kilka spraw, a ja pójdę do Bartka. - I już zaczął się wycofywać
- Mhm... - mruknęłam
 Trzy godziny później
Mój wspaniały braciszek poszedł do swojego dawnego kumpla, a my zostałyśmy we dwie oglądając filmy, jedząc lody, pijąc piwo itp.itd.
- Doniy pochwal się słońce czy ty z moim bratem... - nie dała mi dokończyć i już kiwała głową - I jak? - No co? Ciekawa jestem. Każdą z dziewczyn mojego braciszka przepytałam. W końcu to tylko rok różnicy.
-Wspaniale... - uśmiechała się jak psychopatka - On jest cudowny... - rozmarzyła się. Wróciła do mnie kiedy klasnęłam jej przed oczami. - A o czym ja, a tak. Mam do Ciebie pytanie.
- Wal.
- Czy ty w ogóle coś kiedykolwiek czułaś do mojego braciszka.?
- haha... dobre. Tak... znaczy się, kiedyś. No co może i jestem starsza, ale Twój brat jest w chu... bardzo przystojny. - poprawiłam się
- Tak?? Oooo... to dlatego mu śpiewałaś w szpitalu??- Zrobiłam wielkie oczy.
- Skąd wiesz?
- Najwyraźniej nie zauważyłaś mojej mamy przed salą.
- Szlak! I po raz kolejny moja kariera ninji jest zagrożona!
 I właśnie w tej chwili zadzwonił dzwonek do drzwi. 
Dziewczyna otworzyła je i pisnęła. Powlokłam te swoje piękne litery do wejścia. A tam stała cała piątka przygłupów. 
- A ona co tu robi? - spytał Mulat
- Twoja siostra i mój brat się zaręczyli - po wypowiedzeniu tych słów Malik prawie padł, aż miło popatrzeć - Ta jak zajarzyłam, że będę musiała Twoją mordę oglądać dłużej niż to konieczne, też tak zareagowałam - No proszę Was. Przecież nie mogę powiedzieć mu tego co Doni. Zapewne wtedy jego Ego wzrosłoby o parę procent. A tego nie chcemy, prawda?
- Rose chodź jeszcze pogadamy u mnie. A Wy do swoich pokoi. JUŻ! - Zespół jak zgodny pluton poszedł na górę. - Uwielbiam tę moc. - westchnęła, po czym  się zaśmiałyśmy. 
U niej w pokoju gadałyśmy już nie o chłopakach, a o... Sexie.  Ta... wybrałyśmy sobie temat. Nie ma co... Ale wiecie... Tak jakby w tamtym pomieszczeniu wypiłyśmy jeszcze 3 butelki wina.
:D
Następnego dnia obudziło mnie coś mokrego. 
Okazało się, że to nasi kochani chłopcy nas ochlapali. Wzruszyłam ramionami, przebrałam się w TO, a następnie poszłam do kuchni. Zrobiłam naszym mokrym agentom kanapki. 
Skład:
  • Chleb
  • wędlina
  • Ser
  • Salami 
  • Pieprz
  • papryczka Chili
  • Ostra papryka
  • musztarda sarepska
  • i odrobinkę Wasabi.

    To wszystko zostało przyozdobione sałatą, która niweluje smak ostrych rzeczy... przez pierwsze 10 minut. A później... strach się bać... 
Już czekam na ich reakcję...

-----------------------------------------------------------------------------------------------
Wiem, długo nie dodawałam. :(
Przepraszam
Po prostu stanęłam w jednym miejscu i ani w tę, ani wew te.
Ci którzy sami piszą - zrozumieją.
Mam nadzieję, że dostanę jakiś komentarz??

Pozdrawiam
Marzena :*

czwartek, 30 maja 2013

Rozdział 5.....

- No to inaczej... jedziemy do Bradford, do mojej dziewczyny Doniy.
- Ty i Doniya? No, no, no. Czego ja się dowiaduję... - zacmokałam - No to co, jedziemy?
- Tak, tak. - Wsiadłam do samochodu i zaczęła mu opowiadać jak było we Francji, pomijając  fakt, że leczyłam Zayn'a. Po kilku godzinach byliśmy w moim ulubionym mieście. 
A dlaczego w ulubionym? Otóż jak się tu przeprowadziliśmy miałam ok. 12 lat, większość czasu spędzałam w parku, na łąkach albo po prostu z chłopakami na drzewach. Mam miłe wspomnienia z tego miasta. 
Jak na kulturalnych ludzi przystało zapukaliśmy i otworzyła nam dziewczyna... chwila, chwila! Ona ma pierścionek na palcu! Nie no! Zabiję go! Nic mi nie powiedział. 
Kiedy odkleili się od Siebie, szybko dałam mu w łeb.
- Za co?!
- za kłamstwo - wytknęłam mu język i przywitałam się z Doniyą. - Jak ja Cię dawno słonko nie widziałam. 
- Wzajemnie pani doktor. - śmiała się, prowadząc nas do salonu - Mój braciszek dzięki Tobie przestał palić.
- Dzięki Rose?! - spytał Paul <Paweł>, ale i nie zwróciłyśmy na niego uwagi
- Nie prawda. Ja się go zapytałam tylko jaką chce trumnę.
- Oj jakaś ty skromna...
- Nom. A ty mi powiedz przyszła szwagierko, od kiedy jesteście razem?
- Od jakiś trzech miesięcy. Spotkaliśmy się na koncercie Ed'a
- Ed łączy ludzi - powiedziałam jak jakąś mądrość ludową, a ta dwójka się zaśmiała. W pewnej chwili zadzwonił pannie Malik telefon i wyszła. Ja za to zaczęłam się bawić z braciszkiem. Zaczęłam go łaskotać, a on mnie. Wiecie, mimo że jest starszy o 2 lata to jest taki sam dzieciuch jak ja :D
- No ładnie zostawić Was samych na pięć minut, a pokój cały w gruzach.  
- Nie prawda. Tylko kanapa się przekrzywiła - powiedziałam z miną zbitego szczeniaczka, a Biszkopcik zakrył łapkami oczy. 
- Aż pies się Ciebie wstydzi. 
- I ty Brutusie przeciwko mnie??- zapytałam jedynego chłopaka w pokoju.
- Ty mi nic poważnego nie zrobisz, a Doniy będzie kazała spać mi na kanapie. 
- I widzisz kotek... ty będziesz spał u mnie. A ja z Rose w gościnnym, bo musimy pogadać... - ups... jak ona mówi, że musimy pogadać, to wyczuwam kłopoty...

-----------------------------------------------------
Macie :D :*

Libster Award

Hejka :*
Zostałam nominowana do Libster Award przez DiGi . Oto  jej blog http://a-d-r-i-a-n-n-a.blogspot.com/
DZIĘKUJĘ :*

A oto odpowiedzi

1. Masz zwierzę? Jak tak to jakie, a jak nie to jakie byś chciała mieć?
Mam Psa - Psikusa
2. Twoje imię?
 Marzena
3. Masz jakiś nick w szkole? Jeżeli tak to jaki?
 Marzi. Chyba proste c'nie?
4. Za co lubisz One Direction?
 Za to, że się wygłupiają, za to, że nie zbzikowali od kąt stali się sławni. Długo by wymieniać....
5. Za co lubisz/nie lubisz Justina Biebera?
 Za co NIE lubię Biebera?? Za ogół.
6. Za co lubisz/nie lubisz Little Mix?
 LUBIĘ, za piosenki, za wygłupy.
7. Co szczerze uważasz o Taylor Swift?
 I HATE HER!
8. Jak opiszesz swój charakter?
Uparta, samolubna, wredna...
9. Co lubisz jeść?
Wszystko oprócz brokuł... fuuu
10. Co uważasz o Sobie?!
 Że powinnam być milsza..
11. Twoje największe dwa marzenia?
Być na koncercie 1D w Polsce, skończyć szkołę.

Nominowani:
ZA DUŻO BLOGÓW, ŻEBY WYBRAĆ!!! MUSIAŁABYM WSZYSTKIE <CZYT. 350> A TO BY SIĘ ZESZŁO :P

Rozdział 4....

- Tak mi Ciebie brakowało Pawełku. - wyszeptałam
- Mi ciebie też siostrzyczko. W końcu nie było cie ponad pół roku.
- Mhm... - nadal się od niego nie odkleiłam.
-Młoda, nie żeby coś, ale ciężka jesteś. - zaśmialiśmy się z jego słów i jednak zeskoczyłam.
- A o tam u Was? Co zmieniło się jak mnie nie było? - spytałam gdy z walizkami szliśmy do samochodu
- Z rodzicami kupiliśmy ci pieska - uśmiechnął się i sięgnął do bagażnika od razu wyciągając słodkiego psiaka.
Białego labradorka, który miał takie zajebiście słodkie oczka. Braciszek podał mi go na ręce, a psinka zaczęła radośnie machać ogonkiem.
- Będziesz nazywać się Biszkopcik. - Mój uśmiech przypominał wielkiego banana.  Wiecie dlaczego Bo mieliśmy kiedyś York'a, ale był stary i żeby się nie męczył uspaliśmy go. Płakałam po nim strasznie długo, a teraz rodzice robią mi taki wielki prezent. - Dziękuję braciszku - pocałowałam go w policzek. - A gdzie rodzice?
- W tej chwili gdzieś nad Atlantykiem.
- że co? - myślałam, że źle usłyszałam
- No polecieli w podróż po, po, po ślubną. A my jedziemy w tej chwili do Bradford do Trici.
-Przepraszam?! Po co?! A tak po za tym to ona jest w Paryżu. 
 --------------------------
Brak komentarzy - krótkie rozdziały

wtorek, 21 maja 2013

Rozdział 3....

*Rano*
Byłam strasznie nie wyspana. Nie dawał mi spokoju ten nagły atak. Wyniki jakoś mnie nie uradowały.  Chłopak jest chory na tle nerwowym. Szybko się denerwuje. Może popadać w depresje, albo imprezuje do upadłego. Ten ostatni przykład to odparcie wszystkich złych czynników. Nie pochwalam tego. Ale cóż...
Prześledziłam na internecie różne wpisy o imprezach Malika. Przez ostatnie dwa tygodnie nazbierało się, aż 12 imprez. Duuużo tego... 
O ósmej poszłam na obchód.  Pan Chris spod piątki skarżył się na bóle w kręgosłupie, pani Irina zarzekała się, że głowa to jej pęknie, a Peter próbował wyciągnąć ode mnie numer telefonu. xD Na końcu zaszłam do Mulata. Leżał wpatrzony w okno. Nie lubiłam gdy miał taki smutny wyraz twarzy.  
Pewnie zastanawiacie się skąd w ogóle my się znamy. Otóż.  Gdy mieszkałam w Bradford miałam jakoś koło 16-17 lat. Moja mama bardzo przyjaźni się do tej pory z Patricią, a wtedy się akurat poznały.  Malik był jednym z najgorszych... przepraszam, on był najgorszy. Jego mama poprosiła mnie abym zaopiekowała się wówczas jej czternastoletnim synem. No i od tego się zaczęło. Przychodziłam do niego. Nie raz zdarzyło się, że dostawał po mordzie za swoje zachowanie.  On mnie nie lubił, a ja jakoś wielką "miłością" do niego nie pałałam.  Później musiałam wyjechać,(gdzie to się sami później dowiecie) a ten  mi tu z wielką sceną, że mnie kocha i to były takie zaloty. Uśmiechnęłam się i powiedziałam, że nigdy nie jest za późno na zmiany. Pocałowałam go w policzek i zostawiłam.... samego.
- Rose! Halo! - krzyknął Zayn
- Tak?
- Zamyśliłaś się...
- Troszkę. Powiedz jak się czujesz? - Zaczęłam sprawdzać na aparaturach dane. 
-  W miarę dobrze. Tylko nie wiem dlaczego ręka mnie boli.
- W nocy dostałeś nagłego ataku. Porobiłam dodatkowe badania z krwi, którą pobraliśmy wcześniej. 
- Ale o co chodzi?
- Zayn. Jesteś chory na tle nerwowym. To nie jest nerwica. To jest coś innego.  Tylko muszę się skonsultować z Paul'em. On mi powie.  A do tego czasu będziesz leżał. Co wyjdzie ci na dobre po tych wszystkich imprezach.
- Ską-Skąd ty wiesz?
- Kochany jest coś takiego jak internet przecież.  A i jeszcze jedno. Wczoraj w Twojej krwi wykryliśmy 1.2 promila. Nie wiem jak to zrobiłeś, ale przeczuwam, że wcześniej jakoś nie wytrzeźwiałeś.
- Ale jak?
- Skarbie Paryż to niby duże miasto, ale jednak małe. Wszystko się szybko rozchodzi. 
- Mhm...

Przez kolejne dni leczyłam tego debila. Moje obawy się potwierdziły i mulat musi brać leki.  
Wiecie... byłam w Paryżu na wymianie między narodowej. I dziś wracam do Londynu.  
- Prosimy nie leć! - krzyczał Peter.
- Peter, słonko spokojnie. Przecież wraca Inga. 
- Ale ona jest brzydka, stara i nie miła.
- Oh... Wydziwiasz... - Cały personel z niechęcią mnie wypuścił. Pożegnałam się z pacjentami i zaszłam na sekundę do Donkey!! <czyt. Zayn> . Byli tam wszyscy.
- Hej. Ja lecę. Jakby co masz tu moją wizytówkę. Jak będziecie w Londynie przyjdź na kontrole.  - Pożegnałam się i na lotnisko!  Nie wiem ile leciałam, ale zdążyłam przeczytać książkę po Polsku. Lubię ten język, może dlatego, że moja mama  - Agnieszka ma babcie w Polsce? Nie wiem. Z Samolotu wyszłam pierwsza. Gdy zobaczyłam mojego brata od razu zawiesiłam mu się na szyi...
-----------------------------
:( :(
Przepraszam, przepraszam, przepraszam....
NIe wyszło :(
Chciałam coś innego :(

niedziela, 12 maja 2013

Rozdział 2....,

- Rose?! - A tak się modliłam. Mówię Wam ten, tam na górze się zajebiście bawi, kiedy my mamy przechlapane.  
- No tak mam na imię ...- może zagram na czas??
- Niee... moja Rose...   
- Zayn porozmawiamy później. Najpierw cie zbadam. - odchrząknęłam - No więc...jaką sytuację pamiętasz ostatnią??
- Jak wyjeżdżasz...
- Kurde... Zayn!! Mówię przed zemdleniem!
-  A to... schodzimy ze sceny, szedłem ostatni. Nagle zakręciło mi się w głowie i upadłem. 
- Dobrze...- wzięłam latarkę i zaczęłam mu świecić po oczach. Wszystko było dobrze, w sensie reakcje. Osłuchałam go, ale niestety usłyszałam znienawidzone szmery. Wykrzywiłam usta w pół uśmiechu...
- Coś nie tak?? - zapytał
- Ciesz się, że jesteś moim pacjentem, bo dostałbyś w mordę. 
- Za co??
 - Za to, że palisz barania głowo. I w tej chwili mam dla Ciebie wiadomość.  Jeżeli chcesz dalej śpiewać to przestań palić. Twoje płuca dłużej nie wytrzymają. 
- że przepraszam?? -odezwał się za mną głos Patrici
- Patricio.. minuta.  - tym razem zgłosiłam sie do Zayna - Więc jak? Przestaniesz palić, czy mamy już szykować trumnę?? Z czegoo wolisz? Mahoń, sosna, świerk, dąb?? Wiesz do wyboru do koloru....
- Oj, no dobra, dobra... tylko już tyle nie gadaj... - Cham...
- Wal sie Malik. Jesteś jeszcze większym Chamem niż ostatnio. A teraz proszę. Możecie do niego wejść. - zaprosiłam całą piątkę do niego i poszłam na obchód.

*Oczami Zayn'a *
Od kiedy ona ma taki cięty język?? Kiedyś nigdy by mi tak nie powiedziała... może dlatego, że sie mną opiekowała??   No ale i tak to wieeelka zmiana. 
- Zayn przestań palić! - wrzasnął Louis. Proszę was. Od kiedy on się zrobił poważny??
- Bo co?
- Bo kurwa... przepraszam Patricio... One Direction składa się z pięciu idiotów, a nie z czterech. 
- Oj dajcie spokój - ałł...dostałem w twarz... i to od własnej matki... czego chcieć więcej?? - Mamo...
- No co? Ona ci nie dała, ale ja mogę,
- No, no muszę powiedzieć, że pani doktor jest bardzo ładna.. - zaczął swoje wywody Styles. Nie odpowiedziałem już nic. Po prostu ich słuchałem do puki nie usnąłem. 

*Oczami Rose*
  Około 24 wygoniłam ich ze szpitala, a o 2 obudził mnie jakiś dziwięk. Jak sie okazało było to z sali mulata. 
Pobiegłam , a tam on się rzucał po łóżku, jak.... nie mam porównania...   Zaczęłam go uspokajać, tak jak zwykle go usypiałam.  Zaczęłam śpiewać polską piosenkę. 
Z  uśmiechem opuściłam sale, ale nadal się bałam. Nie wiedziałam co sie stało, że aż tak się rzucał. 
Będę musiała zrobić dodatkowe badania.... 
      
---------------
:D:D  
   

sobota, 11 maja 2013

Rozdział 1....

W szpitalu miałam dziś nocną zmianę. Lubię ją, ponieważ praktycznie nic się, nie dzieje.  Myślałam że tak będzie i teraz, ale się niestety pomyliłam.
Do szpitala wparowali na sanitariusze z karetki, z  chłopakiem na noszach.
- Co mu?
- Zasłabł po koncercie. Jego koledzy po nas zadzwonili. Uderzył się przy okazji o kant wzmacniacza.
- Dobra... zawieźcie go na tomografie głowy i na razie podajcie dożylnie 10 mg Morphinum hydrochloricum. <morfina dop.aut.> <Nie znam się!!>. - poszłam po kartę żeby wypisać podstawowe dane do leczenia.
W tym samym czasie do recepcji wbiegło czterech szajbusów. Jak się później okazało - Zespół One Direction.
- W czymś mogę pomóc?- zapytałam
- Dzień Dobry. Przyjechaliśmy za karetką z naszym kolegą. - oznajmił Loczek
- Nie mogę wiele na razie powiedzieć, gdyż dopiero pojechał na badania. Ale mogli by panowie wypełnić podstawowe  dane. Dobrze?
- Oczywiście - przytaknęli. Podałam im kartę i poszłam na tomografię. Akurat mogłam zobaczyć co się dzieje... Na szczęście miał tylko lekkie wstrząśnienie mózgu, trochę się poobijał i nic po za tym. Zawieźliśmy go na salę i wróciłam do chłopaków.  - coś wiadomo?? - zapytał Liam
-Powiem tyle ile mogę. Resztę mogę powiedzieć tylko jego rodzinie. Na prawdę miał wielkie szczęście i nic poważnego się nie stało. Jak ktoś do niego przyjedzie to mnie powiadomcie. Ja będę w pokoju lekarzy.
- A pani doktor... możemy do niego wejść?- zapytał blondynek
- Po cichu i jakby coś się działo to mnie zawołajcie. - Poszłam do gabinetu, usiadłam i chciałam odpocząć, ale weszła do mnie pewna kobieta
- Dobry wieczór... Rose?! - powiedziała zaskoczona Patricia. 
- Patricia?!  Co ty tu robisz?! - przytuliłam moją dawną sąsiadkę z całej siły.
- Przywieźli tu Zayn'a...
- Czyli ten chłopak..... to....Zayn???- zapytałam samą siebię - Dobrze się składa. Akurat prowadzę jego "stan".
- Czyli jesteś Lekarzem, tak jak zawsze chciałaś...
- Tak. A na drugim miejscu było Śpiewanie... Chociaż jednemu z Nas się to udało - dopowiedziałam w myślach - Zayn ma wstrząśnienie mózgu i jest lekko poobijany. Według tego i według upadku, który nie był sam w sobie groźny, to nic mu nie powinno być. 
- Och... dziękuję...- przytuliła mnie, ale szybko się od siebie oderwałyśmy kiedy podbiegł do Nas Louis. 
- Obudził się! 
- Dobrze. To ja idę go zbadać. Za jakieś pół godzniy będziecie mogli do niego znów wejść- tłumaczyłam Paskowanemu jak dziecku...albo inaczej jak płodowi. Wygoniłam wszystkich, a sama zaczęłam z nim rozmawiać. 
- Hej Zayn. Nazywam się Rose Green i będę Twoim lekarzem prowadzącym. Powiedz mi jakie wydarzenie ostatnie pamiętasz? - odwrócił swoją głowę do mnie i rozszerzył źrenice.
- Rose?! - A tak się modliłam. Mówię Wam ten, tam na górze się zajebiście bawi, kiedy my mamy przechlapane.

------------------------
Nie jest długi ten rozdział :P
Pozdrawiam
Marzena

czwartek, 2 maja 2013

Prolog...

Wychowałam się Tu i Tam.
Spotkałam Tego i Tamtego
Opuściłam Ich.
Spotkaliśmy się.
Chcę o NIM zapomnieć.
Ciągle Wraca
Teraz też wrócił..
Ale coś mi podpowiada,
że tym razem nie odejdzie szybko,
że zostanie
 i to bliżej niż myślę.

------------------------------------------------------------
Nie lubię pisać Prologów. Wolę pisać dalsze rozdziały.

Nie wiem o tym opowiadaniu nic. Tylko wiem o kim będzie :D

Pozdrawiam
Marzena :*

środa, 24 kwietnia 2013

Hejo brygado :*

Co tam u Was??
Dziś razem z Moją Bff'ką - Wikusią, byłyśmy na wycieczce rowerowej i wymyśliłyśmy nowe opowiadanie! A znając moją wielką pamięć zaraz bym zapomniała ....tiaaa xD

Więc za niedługo dodam Bohaterów i prolog :*

Pozdrawiam
Marzena:*


PS. Najprawdopodobniej na tym blogu będzie ze mną pisała Wikunia :))
Więc Przyjmijmy ją gorąco na blogu :D:D :D

NIE JESTEM DZIWNA, tylko moje myśli są dziwne....