poniedziałek, 15 maja 2017

A co gdyby...

A co gdyby tu wrócić?
Serio myślę nad powrotem... ale najpierw muszę popoprawiać poprzednie rozdziały, bo są żałosne xD
A no i z całą moją miłością do 1D - to już nie będzie o nich. TO już nie wróci... chyba  bym nie potrafiła o nich teraz pisać ;/
Zapraszam -  https://list-a-w-liscie-prosba.blogspot.com

Buziaki
Marzena ;)

wtorek, 11 lutego 2014

Wyjaśnienia

No więc, chyba zasługujecie na wyjaśnienia, nie?

Od czego tu zacząć?
1) Nie mam pomysłów - nigdzie. Na serio.
2) Jakoś w ogóle blogi o 1D zaczynają mnie... nudzić? Nie to może nie to słowo. Nie wiem co się dzieje, ale nawet jak czytam moje ukochane blogi o chłopakach, to czytam same dialogi. Może rzeczywiście, coś mi się znudziło?
3) Jestem chora. Nie wiem co mi jest. Czekam na wyniki. 

4) Szkoła, szkoła i jeszcze raz szkoła. To mnie dobija. Mam problemy z niektórymi osobami i potrzebuję odpocząć. Chociaż to i tak nic nie daje :(


Przepraszam Was z całego serca.  Może jeszcze wrócę na te blogi, ale jak na razie... nic na to nie wskazuje. 

Także...
WSZYSTKIE BLOGI ZOSTAJĄ ZAWIESZONE DO ODWOŁANIA ;-(

wtorek, 31 grudnia 2013

Rozdział 11..........


Obudziłam sie w białej Sali. Były dwa okna, wielkie drzwi i pełno aparatur.... Aaa... na 100% czwórka.
Chciałam się podnieść, ale coś mi nie pozwalało.  Debile dali mi znieczulenie. I żeby było śmiesznie, nie mogę podnosić rąk.... No chyba ich coś boli. Jak nic. Przecież wiedzą, że takie coś mnie denerwuje... 
Ale ostatnio przecież... No i wszystko jasne.  Otóż moi drodzy państwo ostatnio, powyrywałam wszystkie wenflony, rurki itp.I normalnie sobie wyszłam.
Ta - dam oto ja :P

- Haaallooo wstaaałaam! - wydarłam się jak to miałam w zwyczaju, gdy byłam mała.
- O miło - do sali weszła Patty
- Będzie gadka? - spytałam
- Będzie. Oj będzie. Przecież miałaś odpoczywać, a nie prze kilkanaście godzin operować do cholery. MUSISZ ODPOCZYWAĆ! - krzyknęła - Wiesz, że masz anemię?
- Przecież to nic strasznego.
- Nic strasznego? No ja cię proszę! I mówi to lekarz? - Już miła od nowa zaczynać, gdy do sali wszedł Krzysio.
- Ooo... Widzę, że już nie muszę nic mówić. Masz zwolnienie na miesiąc z pracy. Nie możesz się przemęczać. Dodatkowo moja droga... Recepta na Ciebie czeka i zapisuj swoje spostrzeżenia w jakimś notatniku... wiesz jak się czujesz itp. 
- Tak, tak. Mogę już jechać do domu?
- Mhm... - popatrzył na mnie spod byka i podał wypis. Przebrałam się w podane przez kobietę ubrania, zabrałam Swojego pieska z recepcji i w ciszy poszłyśmy do apteki. W aptece, jak to w aptece było ludu, a ludu. Jeszcze tym bardziej... O w mordę! Nie mogę!
Wbiegłam na oddział, gdzie siedziała pani Basia. 
- Przepraszam pani Basiu. Już jestem. - Wbrew gadaniu Krzyśka  zbadałam ją, podałam leki i wtedy mogłyśmy z Patty dopiero wyjść.
Taksówka dowiozła Nas do mojego domu. Wpuściłam Biszkopta na podwórko, oraz zaprosiłam matkę Malika na kawę.
- Dlaczego to zrobiłaś? - spytała. Popatrzyłam się zdziwiona na nią, gdyż nie wiedziałam o co chodzi.
- Ale co? - wskazała głową na moje ręce. A no faktycznie. To jest ciekawa historia. Mówię wam. Ale uwierzcie, w chuj długa i nie chce się tego, nikomu słuchać.  - Długa historia. To było tak dawno - Że dwa tygodnie temu, to dwa tygodnie temu, ale ciii... - To już prawie nie prawda.
- Jak chcesz, ale pamiętaj, że jakby coś sie działo, to dzwoń. - Pomachałam jej i odjechała.
Mimo, że niedawno wstałam, musiałam już się położyć. Tak to jest gdy nafaszerują człowieka lekami...
<*SOB* - nie zwracajcie na takie coś uwagi, to moje notatki :)>
Obudziło mnie lizanie po caaałym ciele. Otworzyłam najpierw lewe oko, a później prawe.
Nade mną stał mój kochany braciszek, a w łapach miał moje małe stworzonko. Co za nie wychowane.. YGH....
- Co. Ty. Robisz. Z moim. Psem? - wycedziłam
- Ja? - spytał niewinnie - nic... Po prostu on chciał cię obudzić... - Wyszczerzył sie jak głupi, chociaż i tak wiedział ze się na to, nie nabiorę. 
- Oj braciszku, braciszku. Mam pytanie. Wiadomo co z rodzicami. - I ciekawe co dali mi za leki, że jestem bardzo, bardzo spokojna. 
- Najprawdopodobniej nie żyją... - no i właśnie. STOP KLATKA!
Dlatego mówiłam, że coś mi tu nie gra. On sobie najspokojniej w świecie mówi "nie żyją", podczas gdy ja z uśmiechem się w niego wpatruję jak psychopata. A jak się o wypadku dowiedziałam, to chodzić nie mogłam. Przecież to jest coś posrane. Nie uważacie? Może tylko ja tak wymyślam? Ech... chore to jest. 
- Dobra chodź, zrobię ci coś do żarcia. Zastanawia mnie, jak Doniya z Tobą przeżyje.
- Jakoś będzie musiała. A ty co będziesz robiła?
- Po tym jak mnie wylali na miesiąc z roboty? Przygotują pogrzeb rodzicom. Zaproszę rodzinę i ich znajomych. No i odstawię leki. Bo coś się niedobrego dzieje.
- Też to zauważyłaś? - Pokiwałam lekko głową. Wzięłam w rękę pudełko po antydepresantach, a tam napisane było "lek  doświadczalny. Nie stosować na ludziach" Ja cie pierniczę. Pokazałam to Pawłowi. Doszliśmy do wniosku, że trzeba iść na policję....

--------------------------------------------------------------------------
Słlaaaabe :( Przepraszam :((
A i przepraszam, wiem że miało być w tamtym tygodniu, ale jakoś tydzień się skurczył o.O  Nie miałam na nic dziwnie czasu.... :/

No i DZIĘKUJĘ!!!
Wiecie jaką mi radość sprawiło to 11 komentarzy pod rozdziałem 10?
Aż mi łzy się w oczętach pokazały...

SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU :**

http://list-a-w-liscie-prosba.blogspot.com/ - mój nowy blog :) Zapraszam :D


Pozdrawiam
Marzena :*/ Pierniczek :*

wtorek, 24 grudnia 2013

Wesołych!

Rozdział obiecuję będie już w tym tygodniu, ale wcześniej :

Życzę Wam, a byście mogły/mogli
hyhyhyhyhyyhyhy.png

No i ogólnie wszystkiego Naj, najlepszego moje miśki!! ;*

A na sylwka kochanego 2 butelki czegoś mocnego :D






niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział 10..........

O kurdelebele.... Jestem w szoku! Wiecie jakie to miłe uczucie, jak koś komentuje?!
Pod 9 rozdziałem jest 6 komentarzy!! Nie, normalnie nie wierzę!!
Jesteście wielcy!!!!
A teraz zapraszam na rozdzialik number 10!!!

-------------------------------------------------------------------------------
Wleciałam na hol jak perszing. Od razu pokierowano mnie na salę, gdzie leżeli moi rodzice.
Lecz, niestety. Wchodząc na nią przeżyłam szok. To nie byli moi rodzice. Tylko jacyś obcy ludzie. Podeszłam ze łzami w oczach do pielęgniarki i powiedziałam o ich pomyłce. Przerażona kobieta zawołała lekarza, a ten patrzył się na mnie jak na idiotkę. Kurczę... a ciekawe jak Paweł sobie z tym poradzi. Przecież, on był z nimi tak zżyty...
- Jak to? - spytał po raz enty lekarz.
- T-o nie- nie oni!! - wykrzyczałam już z braku siły.W tej chwili do pomieszczenia wpadł Zayn z moim bratem i Doniyą.
- Gdzie, oni są? - zapytała dziewczyna.
- Nie-nie wiem. T-to ktoś inny... - wychlipałam oraz ukryłam twarz w dłoniach. Poczułam, jak ktoś mnie przytula. Od razu poznałam te perfumy. Jebaniutki nie zmienił ich... Jak to w ogóle możliwe?  
- Panie doktorze... Czy mogę zobaczyć dokumenty? - zapytał Paweł
- Proszę za mną.  - Oni wyszli, a ja oderwałam się od Zayn'a. Podziękowałam mu i wyszłam. Za drzwiami spotkałam resztę towarzystwa, ale nie zatrzymałam się. W tym samym czasie dostałam wiadomość od Pauline. Że trzeba porobić kilka zdjęć do gazety. Oraz jeszcze jeden ze szpitala, że potrzebna jestem do operacji. Zadzwoniłam do Vicki gdzie ma się stawić(wraz z zespołem), a do Alicji że będę za godzinę max. dwie.
Przy drzwiach złapała mnie Patty.
- Gdzie idziesz? - pytała wciąż roztrzęsiona. 
- Uporządkować kilka spraw - skłamałam, ale nie pozwoliłaby na nic!! Kazałaby mi odpoczywać. 
- No dobrze. Uważaj na Siebie. - pokiwałam głową i poszłam na postój taksówek, która zawiozła mnie do odnowionego magazynu na obrzeżach Londynu
- Rose! Tu jesteś! - Krzyknęła jedna z moich BFF. - Martwiłam się. To co? Zaczynamy?
- Tak, tak.  Kto dziś?
- The Wanted. Zdjęcia do She walks like Rihanna. 
- Miło będzie. - Zabrałyśmy się do roboty, a po niecałej godzinie miałam piękny materiał. Umówiłam się z ich menadżerem, zebrałam sprzęt.
- Podwieźć Cię gdzieś? - John jak zwykle spada mi z nieba.
- Z łaski do szpitala. Do centrum.
- Sie robi szefowo. 
Tym razem nie patrzyłam na recepcję i ruszyłam prosto do lekarzy.
- Witajcie po wielkiej przerwie! - uśmiech wyrósł na mojej twarzy. - Dawajcie papiery. Zabieramy się do roboty.  
- Tego właśnie nam tu brakowało. Takiego wigoru! - Zaśmiał się Krzyś 
- Oj ciii... - I takim sposobem zostałam wrobiona w operację dwóch bliźniaków. Jeden był chory na serce, a drugi tak go kochał, że wyskoczył z balkonu, zmarł na miejscu. A ich rodzice znaleźli kartkę, żeby przeszczepili jego serce bratu. Prawie się poryczałam. To był piękny gest. Zrezygnował z własnego życia dla części... siebie. 
Po nie wiem ilu godzinach, ale skończyłam. Była pierwsza w nocy. Nagle usłyszałam szczekanie, dochodzące z mojej torby podróżnej.  Otworzyłam ją ostrożnie. Okazało się, że zabrałam niechcący moją małą psinkę. 
- Chodź maluszku. - poklepałam na miejsce, na kocu. Od razu skorzystał z zaroszenia. Biszkopcik próbował się w to zagrzebać. Ale coś nie wychodziło. Przykryłam go i sama usnęłam. 

Obudziło mnie lekkie szturchanie. Otworzyłam najpierw jedno oko, ale szybko je zamknęłam, bo za dużo światła. 
- Rose. Wstawaj. - usłyszałam nad sobą głos jednej z lekarek, a mianowicie Beaty, która miała pieska na rękach. 
- Co się dzieje? - podniosłam się, jeszcze nie do końca kontaktując. 
- Masz pacjentów za godzinę. 
- Dziękuję. Mam u Ciebie dług. 
- Kicia, spoko. Pójdziemy na kawę i wystarczy. A tymczasem wyprowadzę psinkę. 
- Biszkopta.
- No właśnie - zaśmiała się perliście. Po chwili zostałam sama. Za radą swojego mózgu, który  podpowiadał o porannej toalecie, poszłam do łazienki. 
Przebrałam się, umyłam oraz NAWET zdążyłam zjeść śniadanie i wypić kawę. 
Dosłownie usiadłam w gabinecie, a już zaczęli pukać do drzwi.
Najpierw była pani Kazia, która zaczęła nadawać jak to się ona cieszy, że wróciłam.
Później pan Tadeusz, że też się cieszy, a jego żona przez ten czas nie była u lekarza, bo mnie nie było, więc zapisałam ją na wolny termin. 
Aż w końcu, prawie na koniec dnia, do mojego gabinetu zapukał nie kto inny,  jak Malik
- Rose?! - Ależ się zdziwił - nie powinnaś odpoczywać?
- Może... W każdym razie, nie masz nic do tego. A teraz łaskawie połóż się na klozetce, bo muszę posprawdzać czy nic sie nie dzieje. - Oczywiście on, nie byłby sobą, gdyby nie pokłócił się chwilę. - skończyłeś? - zapytałam nie podnosząc głowy ponad papiery. Poprosiłam, zeby zdjął bluzkę i wykonywał moje polecenia. USG, osłuchanie płuc itp. przebiegło dosyć szybko. No prawie... 
Ale to nie ważne.... Wyszedł z Gabinetu, a ja znów pobiegłam na salę operacyjną. 
Tym razem wyrostek się kłania. Po wszystkim spotkała mnie nie lada, niespodzianka
- Pani doktor! - zawołała mama Chrisa i Harrego
- Słucham?
-  Chris się obudził i pyta o Harrego.
- Nie możliwe. To nierealne, że już się wybudził.... - Poszłam do sali... ale co dalej... to nie pamiętam...

poniedziałek, 30 września 2013

Rozdział 9 .........

- Rose! Rose! Co sie stało?! - słyszałam krzyk Cichego, ale nie mogłam się ruszyć łzy płynęły mi po policzkach. Proszę! Niech się okaże to tylko głupim snem! Niech się obudzę, rodzice wejdą do pokoju i mnie pocałują w czoło.
- O-Oni nie żyją. - wyszeptałam. Chłopaki przytulili mnie mocno i odprowadzili do Malików. W salonie siedział płaczący Paul. Nie patrząc na nikogo natychmiast go przytuliłam. - Braciszku... będzie dobrze. Zobaczysz! - chłopak jeszcze bardziej się we mnie wtulił. Płakał. Po raz drugi w życiu widzę, żeby płakał. - Chodź. Umyjemy twarz, bo założę się, że wyglądam jak panda. Prawda chłopcy? - popatrzyłam na całą siódemkę.
- Nie skądże. W cale - zarzekali się, na co popatrzyłam na nich, z pod podniesionych brwi. - No tak. Strasznie. -z Uśmiechem zaprowadziłam Pawła do łazienki. Wytarłam ciepłą wodą i ręcznikiem jego buzię, a swoją zajęłam się w między czasie. Zeszliśmy na dół, a tam był przygotowany obiad. W ciszy usiedliśmy i jedliśmy.
- Właśnie odnaleziono kolejne żywe osoby! - krzyknęła reporterka w telewizji. - według dokumentów w marynarce mężczyzny i w marynarce kobiety są to Adam i Eva Green z Londynu. Według pogotowia ich stan jest stabilny. - zakryłam usta. Wspaniale. Mówiłam, że wszystko się ułoży!! - Prosimy ich rodzinę, żeby zadzwonili pod xxx-xxx-xxx. - Nie wiele się zastanawiając Doniya już rozmawiała z policją.
-Dziękuję panu. Do widzenia. - rozłączyła- Jedziemy do szpitala Św. Jana. 
- Okej. Zayn, Rose, Ja, Liam i Louis pojedziemy jednym samochodem, a reszta (czyt. Paweł, Doniya, Harry, Niall i Cichy) drugim - zarządziła Patty. Każdy się ruszył, a ja patrzyłam po raz kolejny, jak moich rodziców wyławiają z wody. - Rosie. Chodź. - Nie docierały do mnie żadne słowa. - Zayn! - zawołała Swojego syna, coś mu powiedziała, a ten wziął mnie na ręce i zaniósł do samochodu. Żeby było śmieszniej posadził mnie sobie na kolanach i cały czas uspokajał, bo łzy leciały mi jak głupiej. Nie wiem czemu. I to do tej pory. Czy to ze szczęścia, czy z ulgi? A może to, to samo? Jak lekarz uznałabym to za chorobę psychiczną, a jako człowiek za rzecz całkiem normalną. W końcu każdy może pogubić się w zeznaniach.
I nie wiem w końcu, czy to mi się przyśniło, czy nie, ale mulat nucił mi coś do ucha. Jakąś melodię. Kojarzyłam ją, ale nie miałam bladego pojęcia skąd.  Jak to mówią... dzwoni coś, ale nie wiem w którym kościele. No nie ważne. W każdym razie... pomogło. 
Przez całą drogę (minus epizod piosenki) myślałam jak się czują rodzice i jak znosi to Paul. 
- Rose, kochana. jesteśmy na miejscu. - usłyszałam szept Malik'a. Kurde! Co mu sie stało, że jest taki miły?! Muszę to naprawić, gdy tylko stanę na nogi.  Wolę jak mi pyszczy, smarkacz jeden! 
- Mhm... - usiadłam(patrz wyżej - byłam na jego kolanach), poprawiłam włosy, bo troszeczkę były rozwalone. 
- No dobra Kicia, pięknie już wyglądasz, a teraz idziemy! - na twarz chłopaka wkradł się "jego uśmiech".  Jak ja to kocham! Zaraz! Nie! Stop! Wróć~! Ugh...
Pomyślę o tym później. Teraz mam jeden cel - zobaczyć rodziców.

-----------------------------------------------------------------------------
Krótki, ale jest. Nie mam pomysłów. Muszą mi one wrócić :*

poniedziałek, 9 września 2013

Wiem, wiem wiem.
Jesteście wkurzeni bo nie ma następnego rozdziału.

Spróbuję się poprawić.
A tym czasem macie tutaj bloga - mojego prywatnego. http://kiedy-znikniemy.blogspot.com/ 
Na nim znajdziecie wszystko co się mnie tyczy.
-Mój opis, dane, problemy, a także sprawy ważne dla WAS. Takie jak: Co dalej z blogami, lista blogów.

Serdecznie zapraszam <3 :*

KIEDY ZNIKNIEMY STĄD, TY NIE PYTAJ O SENS