niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział 10..........

O kurdelebele.... Jestem w szoku! Wiecie jakie to miłe uczucie, jak koś komentuje?!
Pod 9 rozdziałem jest 6 komentarzy!! Nie, normalnie nie wierzę!!
Jesteście wielcy!!!!
A teraz zapraszam na rozdzialik number 10!!!

-------------------------------------------------------------------------------
Wleciałam na hol jak perszing. Od razu pokierowano mnie na salę, gdzie leżeli moi rodzice.
Lecz, niestety. Wchodząc na nią przeżyłam szok. To nie byli moi rodzice. Tylko jacyś obcy ludzie. Podeszłam ze łzami w oczach do pielęgniarki i powiedziałam o ich pomyłce. Przerażona kobieta zawołała lekarza, a ten patrzył się na mnie jak na idiotkę. Kurczę... a ciekawe jak Paweł sobie z tym poradzi. Przecież, on był z nimi tak zżyty...
- Jak to? - spytał po raz enty lekarz.
- T-o nie- nie oni!! - wykrzyczałam już z braku siły.W tej chwili do pomieszczenia wpadł Zayn z moim bratem i Doniyą.
- Gdzie, oni są? - zapytała dziewczyna.
- Nie-nie wiem. T-to ktoś inny... - wychlipałam oraz ukryłam twarz w dłoniach. Poczułam, jak ktoś mnie przytula. Od razu poznałam te perfumy. Jebaniutki nie zmienił ich... Jak to w ogóle możliwe?  
- Panie doktorze... Czy mogę zobaczyć dokumenty? - zapytał Paweł
- Proszę za mną.  - Oni wyszli, a ja oderwałam się od Zayn'a. Podziękowałam mu i wyszłam. Za drzwiami spotkałam resztę towarzystwa, ale nie zatrzymałam się. W tym samym czasie dostałam wiadomość od Pauline. Że trzeba porobić kilka zdjęć do gazety. Oraz jeszcze jeden ze szpitala, że potrzebna jestem do operacji. Zadzwoniłam do Vicki gdzie ma się stawić(wraz z zespołem), a do Alicji że będę za godzinę max. dwie.
Przy drzwiach złapała mnie Patty.
- Gdzie idziesz? - pytała wciąż roztrzęsiona. 
- Uporządkować kilka spraw - skłamałam, ale nie pozwoliłaby na nic!! Kazałaby mi odpoczywać. 
- No dobrze. Uważaj na Siebie. - pokiwałam głową i poszłam na postój taksówek, która zawiozła mnie do odnowionego magazynu na obrzeżach Londynu
- Rose! Tu jesteś! - Krzyknęła jedna z moich BFF. - Martwiłam się. To co? Zaczynamy?
- Tak, tak.  Kto dziś?
- The Wanted. Zdjęcia do She walks like Rihanna. 
- Miło będzie. - Zabrałyśmy się do roboty, a po niecałej godzinie miałam piękny materiał. Umówiłam się z ich menadżerem, zebrałam sprzęt.
- Podwieźć Cię gdzieś? - John jak zwykle spada mi z nieba.
- Z łaski do szpitala. Do centrum.
- Sie robi szefowo. 
Tym razem nie patrzyłam na recepcję i ruszyłam prosto do lekarzy.
- Witajcie po wielkiej przerwie! - uśmiech wyrósł na mojej twarzy. - Dawajcie papiery. Zabieramy się do roboty.  
- Tego właśnie nam tu brakowało. Takiego wigoru! - Zaśmiał się Krzyś 
- Oj ciii... - I takim sposobem zostałam wrobiona w operację dwóch bliźniaków. Jeden był chory na serce, a drugi tak go kochał, że wyskoczył z balkonu, zmarł na miejscu. A ich rodzice znaleźli kartkę, żeby przeszczepili jego serce bratu. Prawie się poryczałam. To był piękny gest. Zrezygnował z własnego życia dla części... siebie. 
Po nie wiem ilu godzinach, ale skończyłam. Była pierwsza w nocy. Nagle usłyszałam szczekanie, dochodzące z mojej torby podróżnej.  Otworzyłam ją ostrożnie. Okazało się, że zabrałam niechcący moją małą psinkę. 
- Chodź maluszku. - poklepałam na miejsce, na kocu. Od razu skorzystał z zaroszenia. Biszkopcik próbował się w to zagrzebać. Ale coś nie wychodziło. Przykryłam go i sama usnęłam. 

Obudziło mnie lekkie szturchanie. Otworzyłam najpierw jedno oko, ale szybko je zamknęłam, bo za dużo światła. 
- Rose. Wstawaj. - usłyszałam nad sobą głos jednej z lekarek, a mianowicie Beaty, która miała pieska na rękach. 
- Co się dzieje? - podniosłam się, jeszcze nie do końca kontaktując. 
- Masz pacjentów za godzinę. 
- Dziękuję. Mam u Ciebie dług. 
- Kicia, spoko. Pójdziemy na kawę i wystarczy. A tymczasem wyprowadzę psinkę. 
- Biszkopta.
- No właśnie - zaśmiała się perliście. Po chwili zostałam sama. Za radą swojego mózgu, który  podpowiadał o porannej toalecie, poszłam do łazienki. 
Przebrałam się, umyłam oraz NAWET zdążyłam zjeść śniadanie i wypić kawę. 
Dosłownie usiadłam w gabinecie, a już zaczęli pukać do drzwi.
Najpierw była pani Kazia, która zaczęła nadawać jak to się ona cieszy, że wróciłam.
Później pan Tadeusz, że też się cieszy, a jego żona przez ten czas nie była u lekarza, bo mnie nie było, więc zapisałam ją na wolny termin. 
Aż w końcu, prawie na koniec dnia, do mojego gabinetu zapukał nie kto inny,  jak Malik
- Rose?! - Ależ się zdziwił - nie powinnaś odpoczywać?
- Może... W każdym razie, nie masz nic do tego. A teraz łaskawie połóż się na klozetce, bo muszę posprawdzać czy nic sie nie dzieje. - Oczywiście on, nie byłby sobą, gdyby nie pokłócił się chwilę. - skończyłeś? - zapytałam nie podnosząc głowy ponad papiery. Poprosiłam, zeby zdjął bluzkę i wykonywał moje polecenia. USG, osłuchanie płuc itp. przebiegło dosyć szybko. No prawie... 
Ale to nie ważne.... Wyszedł z Gabinetu, a ja znów pobiegłam na salę operacyjną. 
Tym razem wyrostek się kłania. Po wszystkim spotkała mnie nie lada, niespodzianka
- Pani doktor! - zawołała mama Chrisa i Harrego
- Słucham?
-  Chris się obudził i pyta o Harrego.
- Nie możliwe. To nierealne, że już się wybudził.... - Poszłam do sali... ale co dalej... to nie pamiętam...