poniedziałek, 30 września 2013

Rozdział 9 .........

- Rose! Rose! Co sie stało?! - słyszałam krzyk Cichego, ale nie mogłam się ruszyć łzy płynęły mi po policzkach. Proszę! Niech się okaże to tylko głupim snem! Niech się obudzę, rodzice wejdą do pokoju i mnie pocałują w czoło.
- O-Oni nie żyją. - wyszeptałam. Chłopaki przytulili mnie mocno i odprowadzili do Malików. W salonie siedział płaczący Paul. Nie patrząc na nikogo natychmiast go przytuliłam. - Braciszku... będzie dobrze. Zobaczysz! - chłopak jeszcze bardziej się we mnie wtulił. Płakał. Po raz drugi w życiu widzę, żeby płakał. - Chodź. Umyjemy twarz, bo założę się, że wyglądam jak panda. Prawda chłopcy? - popatrzyłam na całą siódemkę.
- Nie skądże. W cale - zarzekali się, na co popatrzyłam na nich, z pod podniesionych brwi. - No tak. Strasznie. -z Uśmiechem zaprowadziłam Pawła do łazienki. Wytarłam ciepłą wodą i ręcznikiem jego buzię, a swoją zajęłam się w między czasie. Zeszliśmy na dół, a tam był przygotowany obiad. W ciszy usiedliśmy i jedliśmy.
- Właśnie odnaleziono kolejne żywe osoby! - krzyknęła reporterka w telewizji. - według dokumentów w marynarce mężczyzny i w marynarce kobiety są to Adam i Eva Green z Londynu. Według pogotowia ich stan jest stabilny. - zakryłam usta. Wspaniale. Mówiłam, że wszystko się ułoży!! - Prosimy ich rodzinę, żeby zadzwonili pod xxx-xxx-xxx. - Nie wiele się zastanawiając Doniya już rozmawiała z policją.
-Dziękuję panu. Do widzenia. - rozłączyła- Jedziemy do szpitala Św. Jana. 
- Okej. Zayn, Rose, Ja, Liam i Louis pojedziemy jednym samochodem, a reszta (czyt. Paweł, Doniya, Harry, Niall i Cichy) drugim - zarządziła Patty. Każdy się ruszył, a ja patrzyłam po raz kolejny, jak moich rodziców wyławiają z wody. - Rosie. Chodź. - Nie docierały do mnie żadne słowa. - Zayn! - zawołała Swojego syna, coś mu powiedziała, a ten wziął mnie na ręce i zaniósł do samochodu. Żeby było śmieszniej posadził mnie sobie na kolanach i cały czas uspokajał, bo łzy leciały mi jak głupiej. Nie wiem czemu. I to do tej pory. Czy to ze szczęścia, czy z ulgi? A może to, to samo? Jak lekarz uznałabym to za chorobę psychiczną, a jako człowiek za rzecz całkiem normalną. W końcu każdy może pogubić się w zeznaniach.
I nie wiem w końcu, czy to mi się przyśniło, czy nie, ale mulat nucił mi coś do ucha. Jakąś melodię. Kojarzyłam ją, ale nie miałam bladego pojęcia skąd.  Jak to mówią... dzwoni coś, ale nie wiem w którym kościele. No nie ważne. W każdym razie... pomogło. 
Przez całą drogę (minus epizod piosenki) myślałam jak się czują rodzice i jak znosi to Paul. 
- Rose, kochana. jesteśmy na miejscu. - usłyszałam szept Malik'a. Kurde! Co mu sie stało, że jest taki miły?! Muszę to naprawić, gdy tylko stanę na nogi.  Wolę jak mi pyszczy, smarkacz jeden! 
- Mhm... - usiadłam(patrz wyżej - byłam na jego kolanach), poprawiłam włosy, bo troszeczkę były rozwalone. 
- No dobra Kicia, pięknie już wyglądasz, a teraz idziemy! - na twarz chłopaka wkradł się "jego uśmiech".  Jak ja to kocham! Zaraz! Nie! Stop! Wróć~! Ugh...
Pomyślę o tym później. Teraz mam jeden cel - zobaczyć rodziców.

-----------------------------------------------------------------------------
Krótki, ale jest. Nie mam pomysłów. Muszą mi one wrócić :*

poniedziałek, 9 września 2013

Wiem, wiem wiem.
Jesteście wkurzeni bo nie ma następnego rozdziału.

Spróbuję się poprawić.
A tym czasem macie tutaj bloga - mojego prywatnego. http://kiedy-znikniemy.blogspot.com/ 
Na nim znajdziecie wszystko co się mnie tyczy.
-Mój opis, dane, problemy, a także sprawy ważne dla WAS. Takie jak: Co dalej z blogami, lista blogów.

Serdecznie zapraszam <3 :*

KIEDY ZNIKNIEMY STĄD, TY NIE PYTAJ O SENS